sobota, 26 lutego 2011

Fiesta, fiesta, fiesta

Na wstępie chciałabym podziękować za wszystkie życzenia powrotu do zdrowia pod ostatnią notką! Dziękuje Wam czytelnicy, świadomość, że jesteście ze mną w tych trudnych momentach jest niezastąpiona!!

Wolałabym mieć już prąd w gniazdku. Siedzieć w swoim pokoiku i spisywać goniące myśli. Jest inaczej. Siedzę w salonie i zastanawiam się czy pisać czy nie pisać, czy oglądnąć film, nie oglądać, pójść na fiestę, nie pójść, czy może do kuchni czegoś jeszcze poszukać, (może coś przeoczyłam jak byłam 10min temu.. )
nie poszukać?
Dzisiaj jednak postanawiam odpocząć od zabaw, wspominając z uśmiechem wszystkie te, w których brałam udział w minionym tygodniu.
Prawdziwie klimatyczna domówka z koncertem gitarowym, filmami na ścianie oraz grą na wielu (afrykańskich) bębenkach.
Słodkie blondynki, supermani, prawdziwi rastamani, panowie w koszuli nocnej, panie w rajstopach i majtkach (w tej kolejności). Miałam okazję co niektórym próbować nakreślić nieco jej wyjątkowość.
Ale to i tak trzebaby było zobaczyć.
Botellón!
Moi mili, nie uwierzycie, póki nie zobaczycie. Alkohol szkodzi zdrowiu, nawet pity na świeżym powietrzu w środku nocy, z setkami innych ludzi. Nie pochwalam jego nadużywania, ale forma tych spotkań mnie zachwyca.
W każdy czwartek zapraszamy.

"Essentially it’s a huuuuge number of people that take to the streets en-masse to drink between about midnight and 5 or 6am.  In Valencia it’s in the roads around one of the campuses of the Universidad de Valencia and there’s usually literally hundreds and hundreds (if not thousands over the course of the night) of students.


The idea is to get very drunk, very cheaply.  The streets quickly become littered with discarded Fanta bottles and the glass of vodka and rum bottles is smashed everywhere.  It’s not unusual at all to turn up with glasses and ice too, or the dedicated (aka boy racer chavs) bring their cars with pimped-up stereos for entertainment.  Fanta (or coke) with the cheapo 56-cent cartons of red wine to make “tinto de verano” (or “calimocho” with coke) is a surprisingly popular combination."
http://ben.corale.co.uk/?tag=botellon

Zdecydowałam się także w końcu na zaproszenie Dawida do restauracji. W uczcie prawdziwie królewskiej towarzyszyła mi Natalia. Zanim z pomocą mapy odszukałyśmy właściwe miejsce przytrafiło mi się zgubić gdzieś, niewiadomodokładniegdzie i  zestresować ( z powodu spóźnienia).
Kolacja była wyśmienita, spotkanie niezwykle miłe. Ledwo wstałyśmy z krzeseł.. i wcale nie dlatego, ze na deser zaserwowano nam cytrynówkę, nie dlatego, że po 3godzinach wrosły nam pupy w krzesła, tylko dlatego że tak bardzo obciążyłyśmy nasze brzuchy. Ale za to nie byle czym. Pierwszej klasy włoskimi daniami autorstwa mojego wspaniałego współlokatora, najlepszego szefa kuchni i przesympatycznego facia!

Jemu  także dziękuje za niezwykle hojny i miły prezent, który umilił nam tamten wieczór.
Zabawa była bardzo udana, mimo, że pani w wózku nie wskazała nam drogi do el Rumbo...
a rowerzysta- zjawa, jak zniknął tak już się nie pojawił!
ps. Dzisiaj na plaży bikini!

4 komentarze:

  1. woooow, prawdziwy botellón!
    woooow, włoskie żarełko!
    woooow, plaża!
    i tak dalej, i tak dalej...
    mam pytanko... pani w wózku? czy miała być "pani NA wózku?" bo nie wiem czy mam wyobrażać ją sobie w wózku dziecięcym czy takim z supermercado.
    masz już chłopaka-hiszpana albo innego zagraniczniaka?

    OdpowiedzUsuń
  2. Pani na wózku por supuesto! :D
    Co ja bym bez Ciebie .. <3

    OdpowiedzUsuń
  3. ja pierdole ja zostawilam tu dlugi komentarz ;(

    OdpowiedzUsuń